Gdzie drwa rąbią…

 

W celu przygotowania działki do przyszłej budowy, dokonaliśmy wytyczenia terenu budowy, co pozwoliło nam precyzyjnie określić, które drzewa trzeba usunąć, by ekipa bez przeszkód mogła zająć się pracami budowlanymi. Trafiliśmy akurat na moment, w którym zaczęły obowiązywać nowe przepisy odnoszące się do wycinki drzew. Wprowadzone przez obecną władzę unormowania przewidują, “że właściciele prywatnych posesji będą zwolnieni z obowiązku uzyskania w urzędzie gminy (miasta) zgody na wycinkę drzew, jeżeli nie jest ona związana z działalnością gospodarczą. W innych wypadkach o zezwolenie trzeba będzie się starać, ale dopiero w odniesieniu do drzew, których obwód (mierzony na wysokości 130 cm) przekroczył metr. Chodzi więc o drzewa mające co najmniej kilkanaście lat”. Mniej formalności? Świetnie. W końcu to nasz grunt i powinniśmy móc robić z zielenią, to co nam się podoba. Z jednej strony to słuszna teza, lecz z drugiej nowe przepisy nie do końca oceniamy jako korzystne, a to co najmniej z dwóch powodów. W pierwszej kolejności leży nam na sercu ekologia i doskonale wiemy, że mniej drzew, to mniej płuc dla naszej matki ziemi. Nieograniczone prawo do wycinki jest nadużyciem. Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, gdzie każdy kto może, tnie na potęgę, by skorzystać ze zmiany prawnej, która okazała się bublem i wkrótce zostanie skorygowana. Drugi powód naszej oceny jest czysto prywatny, a mianowicie, pomimo braku formalności, wycięcie kilku drzew na działce okazuje się przedsięwzięciem trudniejszym, niż to było jeszcze kilka miesięcy temu. Firmy zajmujące się profesjonalnie wycinką mają tyle pracy, że wcale nie palą się do ścięcia kilku drzewek na niewielkiej działce, a te, które skłonne byłyby się podjąć takiego zadania, dyktują ceny, które jawić się mogą jako absurdalne. Przeszukując ogłoszenia zamieszczane na popularnych portalach natrafiam na  różnorodne oferty, nie tracąc czasu, zaczynam dzwonić i pisać do potencjalnych wykonawców. Początkowo wysiłki idą na marne, bo dowiedziawszy się o ilości drzew i ich rodzaju, drwale odkładają słuchawkę. Na naszej działce rosną drzewka mało kaloryczne, czyli takie, które średnio nadają się do opału, bądź nie nadają się wcale. Mamy bowiem tuje, kilka małych iglaków przy ogrodzeniu i parę drzewek owocowych (kilka wiśni i czereśnię). Szkoda nam tych drzewek, ale nie mamy wyjścia. Mimo szczerych chęci nie uda się ich uratować, bo trzeba zrobić bramę wjazdową (kiedyś była to działka o powierzchni 16 arów z jedną bramą). Drzewka owocowe też trzeba odżałować, bo mieszczą się w planowanym terenie zabudowy.

Wracając do zastanej sytuacji, drwali zaczęło zwyczajnie brakować, ponieważ zajmują się wycinką całych połaci prywatnych lasów, których właściciele liczą na przekształcenie gruntów w grunty rolne, co zagwarantuje im wciąż obowiązujące dotacje (dopłaty) z Unii Europejskiej, bądź też umożliwi sprzedaż gruntów firmom developerskim. W zestawieniu z sytuacją z roku poprzedniego można zaryzykować stwierdzenie, że popyt na profesję drwala sięgnął zenitu i w zasadzie spowodował trudny do zrekompensowania deficyt osób trudniących się tym zajęciem. Rezygnujemy więc z profesjonalistów i próbujemy u osób prywatnych z ogłoszeń internetowych. Dowiadujemy się, że wycinka będzie możliwa za kilka miesięcy. Większość amatorów piły mechanicznej ma pełne kalendarze, pozostaje nam zatem cierpliwość i dalsze telefony. W końcu się udaje. Operatywna pani umawia mnie ze swoim mężem, oczywiście chodzi wyłącznie o wycinkę ;). Cena nie jest niska, ale zdecydowanie bardziej przystępna niż wcześniejsze oferty. Termin też jest bliski…zaczynamy mieć wątpliwości, czy ekipa pojawi się rano na działce. Mimo problemów, drwale-amatorzy zjawiają się na działce o umówionej godzinie i dość sprawnie przystępują do dzieła zniszczenia. Nasza działka jest w zasadzie gotowa do dalszych prac.

This entry was posted in Bez kategorii.

Post a Comment

You must be logged in to post a comment.